piątek, 28 sierpnia 2015

Dramione

Do "naszego" pokoju wszedł ojciec Draco. Cała się spięłam. Po co tu przylazł? Czy teraz coś mi zrobią? W końcu nie muszę czuć się dobrze. Muszę tylko żyć. Spojrzałam niepewnie na Draco, ale on dał mi znak, żebym robiła dalej to, co robię. Zajęłam się więc w pełni moimi obowiązkami. Poczułam jednak obleśny wzrok jego ojca na plecach. 
- Czego chcesz? - czułam, że między tą dwójką panuje napięta atmosfera. Draco zwracał się do swojego ojca, jak do wroga, lub co najmniej kogoś obcego. Jednak zaskoczył mnie spokojny, wręcz zatroskany głos jego rodziciela. 
- Wiesz, że twoja matka.....choruje. Jednak nie wiesz, że dwa lata temu urodziła ci siostrę. Mało przebywałeś w domu. Musisz się zająć młodą, bo my nie damy rady. A ty masz teraz szlamę - dopiero ostatnie zdanie wypowiedział ostro, jakby ono było przeznaczone raczej dla mnie.
- Wiem, że nie zachorowała przez ciebie. Trujesz ją od miesięcy i myślisz, że o tym nie wiem! Oddaj mi to dziecko, bo jeszcze je zabijesz - Draco był mocno poruszony. Jego ojciec na chwilę się zawahał, ale potem szybko opuścił komnatę. 
- Zajmiesz się nią jutro? Muszę wyjść. Musimy zastąpić jej rodziców najlepiej jak się da. - w głosie Dracona brzmiała determinacja, ale i smutek. Ponieważ traktował mnie normalnie i widziałam jego reakcję na ojca postanowiłam, że będę wychowywała małą jak własną. Może i była w rodzinie mojego dotychczasowego wroga... jednak okazywało się, że Draco nie jest taki zły, jaki próbował być w szkole. Zrozumiałam, że przez tyle lat robił to, żeby przypodobać się ojcu, który i tak nie zwracał na niego większej uwagi.

piątek, 7 sierpnia 2015

Dramione

Zaczęłam już się przyzwyczajać do swojego nowego życia. Do jedzenia dostawałam niezbyt pożywną papkę, ale zdążyłam już się przyzwyczaić. Malfoya zazwyczaj nie było w pokoju, więc po wypełnieniu swoich obowiązków mogłam odpoczywać do woli w pokoju. W porównaniu z zimną, wilgotną celą, w której dostawałam tak samo zimne posiłki moje teraźniejsze życie było luksusowe. Znowu leżałam, gapiąc się w sufit. I znowu, jak codziennie usłyszałam kroki i odgłos otwieranych drzwi. I znowu stanął w nich Dracon Malfoy. 
- Masz. Jutro tu zostaję, więc masz mi przynieść jedzenie o ósmej, trzynastej i osiemnastej. Poda ci je przez drzwi skrzat. - Posłał mi tacę, na której oprócz papki był zegarek. Musiałam się w związku z tym położyć bardzo wcześnie. Zjadłam i poszłam spać. 
Rano udało mi się obudzić tylko kilka minut przed ósmą. Od razu poszłam do drzwi. Spróbowałam je otworzyć, ale były zamknięte. Odsunęłam się trochę od nich i zobaczyłam w nich dziurę z klapką, wielkości takiej, żeby zmieściła się w nich tacka na jedzenie. Wyjrzałam przez nią i zobaczyłam skrzata. Widziałam jednak za mało, żeby określić, jaki to skrzat. Szybko wsunął tackę z jajkami i chlebem, widząc, że podniosłam klapkę. Wzięłam ją do ręki i poszłam do głównego pokoju. Siedział tam już Malfoy. 
- Dzięki. A teraz zrób to, co robisz zwykle - Ta wypowiedź mnie zdziwiła. Chyba po raz pierwszy usłyszałam jego głos, bez dodatku jadu i pogardy. Potraktował mnie jak osobę prawie równą sobie. Szybko poszłam, żeby napalić w kominku. Nie chciałam, żeby widział, że się tym przejęłam.

środa, 5 sierpnia 2015

Dramione

Za drzwiami znajdowało się coś w rodzaju małego studia fotograficznego. Śmierciożercy ustawili mnie przed białym tłem. Młodszy Malfoy wziął aparat.
- A teraz stój prosto. Chyba nie chcesz, żeby twoi szanowni i odważni przyjaciele zobaczyli, że się poddałaś, prawda? - Jego głos był przesycony jadem. Jak z resztą wszystko, co należało do niego. Wycelował we mnie aparatem i zrobił kilka zdjęć. Widziałam, że to jeden z tych magicznych aparatów, dzięki którym zdjęcia się ruszają.
- Po co wam to. Możecie mnie przecież zabić! - wiedziałam, że głupio postępuję, ale nie mogłam już się dłużej powstrzymywać. Dlaczego po prostu nie pozbawią mnie życia? Do czego jestem im potrzebna?
- Cóż... i tak pewnie nigdy stąd nie wyjdziesz, więc możemy ci powiedzieć - Malfoy uśmiechnął się lodowato, z satysfakcją - Jeżeli cię zabijemy, Nasi przeciwnicy nie będą mieli oporów przed atakiem. A teraz możemy tylko grozić, że cie uśmiercimy. Ale jeżeli ci się nudzi, to od jutra będę miał nową służącą. A teraz odprowadź ją. - Ostatnie zdanie wypowiedział w stronę Goyla.
Zostałam wepchnięta do komnaty. Pożegnał mnie jadowity śmiech i trzask drzwi za plecami. Opadłam na podłogę. A myślałam, że gorzej być nie może.
Rano obudził mnie znowu głos zza drzwi. Dokładniej to tylko mi się wydawało, że jest rano, bo nie widziałam słońca już dwa dni. Goyle wszedł i rzucił mi świeże ubranie. Wskazał też drzwi za sobą, które okazały się łazienką. Może i było w niej brudno i obskurnie, a woda przypominała lód, albo wrzątek, ale zawsze coś. Szybko się umyłam i przebrałam. Wyszłam i zobaczyłam Goyla, opierającego się o ścianę. Zabrał mi stare ubranie i zaprowadził do kwatery Dracona.
Gdy weszłam, uderzyło mnie zimno, panujące w środku. Zobaczyłam młodszego Malfoya, siedzącego przed ogniem.
- Wreszcie jesteś, szlamo. Teraz mieszkasz tutaj. Rozpal ogień. - wskazał na kominek. Zajęłam się tym, czując na plecach jego wzrok. Czemu się tak na mnie gapił? Rozproszyło mnie to i oparzyłam się trzymaną w ręce zapałką. Usłyszałam jego złośliwy śmiech, gdy syknęłam z bólu. W końcu ogień zaczął trzaskać, a ja spojrzałam na niego, czekając na kolejne instrukcje.
 - Tu masz kartkę, Granger. Kiedy to wszystko zrobisz, możesz iść do swojego pokoju, zadomowić się. Ja na razie wychodzę, wrócę później.
Cała czerwona na twarzy odwróciłam się, żeby wziąć kartkę. Co za rozpieszczony idiota! Jak tylko znajdę jakiś nóż, wystarczająco ostry, żeby przeciąć skórę i żyłę, od razu go użyję. Przez chwilę zastanawiałam się, nad włożeniem ręki do ognia, ale to by bolało dużo bardziej. Z resztą, pewnie nie dałoby jakoś bardzo dużo.
Leżałam na stercie szmat, które były teraz moim łóżkiem. Przynajmniej nie jest mi zimno. Może dadzą mi nóż do obiadu? Po raz kolejny liczyłam ilość pęknięć na ścianach, własnych siniaków, sekund, których potrafię wytrzymać bez powietrza. W końcu za ścianą usłyszałam kroki. Malfoy otworzył drzwi przesunął po podłodze talerz z obiadem. Nie dostałam noża, co mnie jednak nie zdziwiło. Widelca też nie. Tylko łyżkę. Może po prostu  tego nie tknę? Zaraz po tym, jak ta myśl przyszła mi do głowy, Malfoy Junior krzyknął z sąsiedniego pokoju.
- Masz to wszystko zjeść! Inaczej oddam cię do ojca, a on już nie jest taki miły - znów usłyszałam ten znienawidzony przeze mnie śmiech. I znów łzy napłynęły mi do oczu.

wtorek, 4 sierpnia 2015

Dramione?

(tak, wreszcie nauczyłam się to pisać) Cóż, zobaczymy, co wyniknie.

W drzwiach ukazał się Lucjusz Malfoy. Jeszcze nie wybrzmiało do końca Avada Kedavra, a wszystkie wejścia do zrujnowanej Wielkiej Sali zostały obstawione przez śmerciożerców. Natychmiast rozpętała się kolejna bitwa. Niestety tym razem zaczęliśmy przegrywać. Starszy Malfoy dostał się do Harrego i wyszeptał zaklęcie. Salę rozświetliła zielona poświata i mój przyjaciel osunął się na podłogę. Śmierciożercy wzmocnili atak i nasza obrona zaczęła się załamywać. Podbiegłam do Harrego, ale ten wyglądał, jakby nie żył. Opadłam na jego pierś, wiedziałam, że muszę wstać i walczyć, ale nie mogłam się pozbierać. Tuż za sobą usłyszałam ciężkie kroki na posadce i mamrotane zaklęcie. I znów zobaczyłam zielony rozbłysk, tuż przed straceniem świadomości.
Obudziłam się na lodowatej posadce. Bolało mnie wszystko. Czy ja w ogóle żyłam? Nie powinnam była się obudzić. Rozglądnęłam się. Przede mną była ściana. Po bokach też. Spojrzałam w tył i zobaczyłam drzwi. Czyli ktoś mnie zabrał z Wielkiej Sali. Tylko kto? Większość moich przyjaciół zapewne uciekła, reszta zginęła - jak Harry. Z moich oczu znów popłynęły łzy. A co, jeżeli jego poświęcenie nie zdało się na nic? Jeżeli śmierciożercy przejmą władzę? Usłyszałam kroki za drzwiami.
- Powinna już się obudzić. To nie było jakieś bardzo mocne zaklęcie. - Usłyszałam głos Draco Malfoya. A więc jestem w kwaterze śmierciożerców.... Jednak po co znalazłam się tutaj? Nie łątwiej było by mnie od razu zabić?
Trzy dni później zostałam wyprowadzona. Oślepiło mnie lekkie światło pochodni, rozmieszczonych na ścianach korytarza. Zostałam popchnięta przez idącego za mną śmierciożercę. Było mi zimno, ponieważ nikt nie zadał sobie trudu, żeby dać mi jakikolwiek koc, albo ocieplić lochy. Czułam, jak moje stopy prawie zamarzają za każdym razem, gdy dotykałam ziemi. Skrzywiłam się z bólu, ale szłam dalej. Bałam się tego, co mnie czeka na końcu korytarza. Ale bałam się jeszcze bardziej tego, co się stanie, jeżeli się zatrzymam. Szłam więc dalej, Skręciliśmy w lewo. Kiedy minęliśmy następne drzwi, aż mnie zatkało.

piątek, 31 lipca 2015

Kolejne?

Jak wam mijają wakacje? Ja właśnie wróciłam z obozu harcerskiego i jest super. Jesteście w ZHP lub ZHR? Piszcie ;)
Wiem, odbiegam od tematu.... Ale nie wiem co napisać. Może Sevmionę? Albo Dramionę? Jutro zobaczę, zedytuję... ale odezwijcie się trochę bo to jak grochem o ścianę